Ty też wysprzątałeś już całe mieszkanie? Nadrobiłeś stare lektury? Zagrałeś we wszystkie planszówki z domownikami? Obejrzałeś stare zdjęcia?

Jeśli szukasz kolejnego pomysłu na pożyteczne wykorzystanie korono-kwarantanny -> ten blog jest dla Ciebie!

Dlaczego powstał ten blog czyli moja przygoda z językiem hiszpańskim

W ramach postanowień noworocznych 2019 postawiłem sobie za cel nauczyć się nowego języka obcego do poziomu komunikatywnego. Jako, że jestem ciepłolubem i mam w planach przenosić się kiedyś w zimowe miesiące na Wyspy Kanaryjskie padło na hiszpański. 🎯

Wystartowałem więc pełen zapału 1 stycznia od zupełnych podstaw i ze znajomością podstawowych zwrotów.

Nieśmiałe początki

W styczniu – częściowo z powodu wyjazdu na narty – do zadania podszedłem z umiarkowanym zapałem. Nauka wyniosła średnio 20 minut dziennie, ale to wystarczyło aby złapać podstawy i zacząć czuć przyjemność z nauki. Choć zazwyczaj jak minie pierwszy entuzjazm rezygnujemy często ze swoich postanowień – ja im więcej się uczyłem tym większej nabierałem motywacji.

Pod koniec lutego stwierdziłem, że warto byłoby podsumować naukę jakimś certyfikatem. Zacząłem sprawdzać terminy egzaminów w Instytucie Cervantesa i okazało się, że najbliższa sesja jest w maju, a zapisy do niej kończą się pod koniec marca.

Początkowo sądziłem, że podejdę do egzaminu na poziomie A2. Jednak kiedy w marcu zrobiłem sobie próbne testy z poprzednich lat na tym poziomie i okazało się, że przekroczyłbym wymaganą liczbę punktów, stwierdziłem, że trzeba zaryzykować. Zostały jeszcze 2 miesiące do egzaminu więc spróbujemy zawalczyć o B1.

Podjęcie rękawicy

Klasycznie taki egzamin zdaje się po minimum 6 semestrach i 350-400h nauki, więc było to trochę porywanie się z motyką na słońce. Decyzja nie była łatwa bo koszt egzaminu to 520 złotych, ale lubię wyzwania więc podjąłem rękawicę.

Kiedy nie było już odwrotu, liczba godzin nauki znacząco wzrosła – szczególnie w ramach bezpośrednich przygotowań do egzaminu.

Po 5 miesiącach samodzielnej nauki moją własną metodą bez nauczyciela (wyłącznie książki + materiały online) łącznie 172h oraz 5h konwersacji z native speakerem, 25 maja przystąpiłem do egzaminu w Instytucie Cervantesa na poziomie B1 .

Egzamin składał się z 4 części i trwał łącznie około 4 godzin. Warunkiem zaliczenia jest uzyskanie > 60% z każdego z dwóch bloków egzaminacyjnych. Choć na testach próbnych rozumienie ze słuchu wychodziło mi całkiem dobrze – po egzaminie czułem, że mogę położyć tą część i to wcale nie z powodów językowych a ze złego przygotowania logistycznego do egzaminu [o przebiegu egzaminu i o tym jak się do niego przygotować napiszę kiedyś osobny wpis, więc nie będę teraz ciągnął tego wątku]

Udało się! Zrobiłem to!

A jednak! Po 3 miesiącach oczekiwania – sprawdzali prawie tyle co trwała nauka 🙂 – otrzymałem upragnione wyniki – APTO! ZDANY! Kiedyś powiedziałbym: udało się! Ale dziś mówię: zrobiłem to! Tu nic się samo nie zrobiło 🙂 To zasłużona nagroda po włożonym wysiłku.

Cząstkowe wyniki kształtowały się następująco:

➡️wypowiedź pisemna – 21.77/25 = 87%
➡️wypowiedź ustna – 19.17/25 = 77%
➡️rozumienie ze słuchu – 17.5/25 = 70%
➡️rozumienie tekstu pisanego – 20.83/25 = 83%

Byłem ogromnie szczęśliwy i dumny. Podzieliłem się tą wiadomością na swoim profilu na Facebook’u pytając czy kogoś interesowałyby informacje jak się uczyłem i co może poprawić szybkość nauki.

Masz babo placek

Zainteresowanie przerosło moje oczekiwania. Pojawiło się ponad 100 przemiłych komentarzy.

Nie było więc odwrotu i należało wziąć się do pracy. Początkowo planowałem spisać swoje metody w formie e-booka. Poświęciłem na to wiele godzin, ale im dłużej pisałem tym odleglejszy wydawał się koniec bo ciągle chciałem napisać więcej, lepiej, wymyślić bardziej obrazowe przykłady, dopisać kolejne porady, lepiej ustrukturyzować cały dokument… eh zmora perfekcjonisty..

Aż wreszcie pojawił się on..

Koronamobilizator

Koronawirus.. Zmobilizował mnie skubany bo kiedy jak nie teraz przydałyby się Wam te lingo-tipy gdy wiele osób najbliższe dni a może tygodnie spędzi w domowej kwarantannie..? A kilka tygodni to zupełnie wystarczający czas aby komunikatywnie zacząć mówić na proste tematy w nowym języku lub podszkolić ciągle kaleczony angielski.

Zamiast więc czekać na ukończenie całego e-booka, rozpoczynam cykl „25 zasad skutecznej nauki języka” – dużo łatwiej będzie mi pisać krótkie wpisy codziennie, a i Wam myślę porcjowana wiedza przypadnie do gustu.

Tak więc moi drodzy! Dajcie znać w komentarzu że macie ochotę rozpocząć językową kwarantanne i wykorzystać ten czas zatrzymania na zrobienie językowych postępów.

Napisz proszę choć dwa słowa pod tym postem lub na Facebook’u – dasz mi w ten sposób motywację by pracować nad kolejnymi wpisami! Do jutra!

Seweryn